Spowiadam się bezczelnie z grzechów,
które znam i które popełnię.
Wymawiam dławiące myśli,
by ufajdać konfesjonał zbytny.
Przekręca mi się w żołądku
dla zachowania wszechobecnego porządku.
Toksyny zapomnianej cnoty kaleczą,
usłane kanonem i niewinności pieczą.
Zwrócić chcę wszeteczne uczynki piedestałowi
jako pokarm i nowinki.
Zatruta pragnę wskrzeszenia próżności,
tkwiącej w grzęzawisku prawości.
Niczym krzew gorejący, daję sygnał, że
nie zatrzymam nikczemności płonącej.
Bałamucę idee i wyświechtane wartości,
by upoić zmysły do nieprzytomności.
Gorąco od ognia piekielnego, uchroń
przed zaprzestaniem uczynku złego.
Bez zmazy chcę ukłon i obietnicę złożyć,
z hasłem Bez pokory, się nie panoszyć.
– PoKątna –