ls-gu-hvm-14

Geometria Uczuć – Rozdział XIV

Stary Mokotów, jak każda dzielnica Warszawy, ma swój niepowtarzalny, unikalny styl. Jeśli gdzieś w stolicy można odnaleźć przedwojenny klimat, to właśnie tam.

Lubiła przechadzać się po Mokotowie, patrząc na ludzi i zieleń, wsłuchując się w rytm miasta. Czuła się tam jak w dużym mieście z dostępem do pełnej infrastruktury, knajp, sklepów, a przede wszystkim metra. Jednocześnie miała wrażenie, że ludzie są sobie bliscy i uśmiechają się do siebie, jakby się znali, jakby to było małe miasteczko gdzieś na Mazurach. Uwielbiała wysokie na trzy i pół metra mieszkania w starych kamienicach i duszę, jaką miały. Kochała letnie targi śniadaniowe, gdzie spotykała sąsiadów oraz obcych ludzi, z którymi miło gawędziła. To była pierwsza dzielnica Warszawy, w której mieszkała zaraz po przyjeździe na studia i do której często wracała. Ot tak, na spacer, albo zjeść lody czy popatrzeć na ludzi.

***

Teraz szli we trójkę, każde w lekkim oddaleniu od siebie. Olka wsłuchiwała się w miarowe stukanie obcasów o chodnik. Jej i Anki. Nie zdążyli zamówić taksówki, wychodząc z klubu, do którego się wybrali, więc teraz szli w milczeniu, każde zatopione w swoich myślach, chłodząc głowy nocnym powietrzem. Szli w stronę metra, ale Olka mocno zastanawiała się czy nie zostać. Nie zrezygnowała jeszcze z wynajmu pokoju w kamienicy przy Kazimierzowskiej. Klaudia pewnie byłaby zdziwiona, widząc ją tam, ale w końcu miała do tego prawo. Chwilowo nie chciała wracać na Bielany do wspólnego mieszkania Anki i Adama, nie wiedziała jednak, jak zareagują na taką wiadomość. 

***

Wszystko zaczęło się niewinnie. Ustalili, że pójdą do klubu dla swingersów z czystej ciekawości, żeby zobaczyć, jak tam jest i może się zabawić. Nie wiedzieli, czego dokładnie chcą doświadczyć. Może po prostu wypić drinka, albo dwa i wrócić do domu. Podświadomie chciała się z nimi pieścić i całować na oczach innych. Obudził się w niej duch ekshibicjonistki. Zaplanowali wspólny wieczór, ona założyła czarną, krótką sukienkę z dopasowaną górą i rozkloszowanym dołem, czarną bieliznę, pończochy i czarne szpilki. Anka natomiast wcisnęła się w białą, obcisłą kieckę, a na stopy wsunęła czerwone szpilki.

Wpis, który właśnie czytasz jest częścią większej całości, którą tworzy dla LustShop Stories Hanka V. Mody. Jeśli jeszcze nie znasz poprzednich części, to szczerze radzimy zacząć od pierwszego rozdziału, bo „Geometria Uczuć” smakuje najlepiej podana od początku 🙂

– Mój diabełek i aniołek – gwizdnął Adam, gdy je takie zobaczył. Wystrojone i odmalowane. Sam miał na sobie czarne jeansy, czarny T-shirt i marynarkę. – Właściwie to najchętniej zdarłbym z was te kiecki i rzucił na łóżko, ale jak rozumiem szkoda trochę tych wszystkich przygotowań?

– Szkoda – zaśmiała się Anka. – Lepiej zrób nam po drinku.

– Służę uprzejmie. – Skłonił się i zaczął wyjmować szklanki dla wszystkich. A one nie mogły oderwać wzroku i rąk od siebie. Gładziły się po udach, po nagiej skórze między końcówką koronek a stringami. Śmiały się jak dzieci w oczekiwaniu na Świętego Mikołaja. Były podniecone chwilą, czymś, co może je spotkać. 

Do klubu wyszli około północy i już w taksówce Anka zaczęła marudzić.

– A właściwie to, po co tam jedziemy? – pytała.

– Po nic, zobaczyć – odparła Aleksandra, czując lekki niepokój.

– Bo nasza młoda kochanka się z nami nudzi – zaśmiał się Adam i, choć był to żart, dotknął ją.

– Ale mieliśmy to zrobić dla nas, dla nas, a nie dla mnie – fuknęła.

– No już, już, dobrze, po prostu się denerwuję. – Anka chciała załagodzić sytuację.

Stanęli przed drzwiami klubu, złapali się za ręce i weszli. Chyba spodziewała się mroku, tymczasem w pomieszczeniu, w którym się znaleźli, było jasno. Stały tam beżowe fotele i kanapy. Na progu przywitała ich dziewczyna, może w jej wieku. Rude włosy związane miała w kucyk, a jej idealne ciało opinała długa, zielona suknia. Uśmiechnęła się promiennie.

– Witamy, państwo pierwszy raz u nas?

– Tak – przytaknęli zgodnie.

– Świetnie, zapraszamy. Tu mamy szatnię. – Wskazała ręką pomieszczenie. – Proszę zostawić tam w szafkach zbędne rzeczy, a później zapraszam do baru. Mogą się państwo spokojnie rozejrzeć i napić. Nie ma jeszcze wielu gości, ale jest kilka par. 

Sala z barem była już bardziej nastrojowa. Rzeczywiście nie było wielu osób. Kilka par siedziało na kanapach ustawionych za ażurowymi parawanami w różnych częściach pomieszczenia. Pili coś, rozmawiali i śmiali się. Ich trójka usiadła przy barze. Od razu zmaterializował się przy nich barman, na oko trzydziestoletni, ubrany w granatowe spodnie, białą koszulkę i czerwone szelki.

– Witam państwa, nazywam się Łukasz i to jest dziś moje królestwo, proszę mi powiedzieć, czym mogę was zadowolić? – Olka od razu się uśmiechnęła i poczuła, że mogłaby się tu odnaleźć. Zerknęła na Annę i dostrzegła, że ta była sztywna i zestresowana. Nerwowo poprawiała blond włosy, wkładając je za ucho. Adam za to starał się tłumić ciekawość i nie rozglądać zbytnio, domyślając się, że prawdopodobnie nie jest to mile widziane.

– Niech nas pan czymś zaskoczy. Dla dziewczyn coś kolorowego, wesołego i rozluźniającego – rzucił, puszczając oczko do barmana. – A dla mnie też jakaś mieszanka, tylko bardziej wytrawna.

– Już się robi. – Łukasz zakręcił się na pięcie i Olka mogła patrzeć, jak z gracją i uśmiechem miesza różne płyny. To był miły widok. Zauroczył ją, jak pewnie większość kobiet, które obsługiwał. Oparła się o oparcie krzesła i rozluźniła. Sięgnęła ręką i pogłaskała Annę czule po karku, lecz ta nie wydawała się z tego zadowolona. Rozglądała się nerwowo dookoła. Adam, siedzący po drugiej stronie Anny, widząc, co robi Aleksandra, zrobił to samo i zaczął gładzić Annę po plecach. Ta siedziała chwilę nieruchomo, aż strząsnęła z siebie ich dłonie.

– Zwariowaliście? – syknęła. – Nie jesteśmy sami.

– O to właśnie chodzi – zaśmiał się Adam. – Jesteście obie tak piękne, że warto was pokazywać innym.

– Nie wiem, czy chcę być małpką w zoo – odparła.

– A kim chcesz być? – Nie zrażała się Olka. Nachyliła się do Anny, szepcząc jej do ucha i muskając jego płatek ustami. W tym czasie Łukasz postawił przed nimi drinki i niepostrzeżenie zniknął.

Anka milczała. Sięgnęła po drinka i wypiła połowę.

– Nasza królewna jest spragniona, widzę. – Aleksandra nie przestawała flirtować, poczuła chyba klimat tego miejsca i tym razem położyła dłoń na kolanie Anny. Adam patrzył na swoje kobiety, kątem oka łapiąc pieszczącą się nieopodal parę. Podnieciła go ta sytuacja i miał nadzieję, że Anna za chwilę się rozluźni.

– Dobra – odezwała się Anka. – Jeśli chcecie, to zostańcie. Ja mam dość, przeliczyłam się. Nie czuję się tu dobrze. Najwidoczniej, mimo dziwności naszego związku, lubię tradycję, nawet jeśli w trójkę, to tak tradycyjnie. Wystarczacie mi wy i nie potrzebuję gapiów. Niczego więcej nie potrzebuję. – Jej głos stał się piskliwy. Wypiła resztę drinka i ruszyła do wyjścia. Spojrzeli na siebie i zrobili to samo.

Mokotów wyciszał, od czasu do czasu przechodzili jacyś ludzie. Olka czuła, że coś straciła. A raczej, że czegoś nie dostała. Nie dostała cukierka, na który liczyła i który wydawał się słodki. Była zła na siebie, że niepotrzebnie ich na to namówiła, ale też na Ankę, która nie umiała się wyluzować. Była zła na Adama, że nic nie zrobił. Wiedziała, że nic nie mógł i że to nie wina Anki, że tak czuła, a jednak ta złość i żal w niej rosły.

– Słuchajcie – powiedziała, a oni zatrzymali się i na nią spojrzeli. Anna z zaciętą miną, z zaciśniętymi ustami nadal była piękna. Adam chyba zupełnie nie wiedział, jak się zachować. – Ja tutaj zostaję.

– Jak chcesz – odparowała Anka.

– Jak to zostajesz? – zapytał Adam.

– Normalnie, chyba będzie lepiej, jeśli wrócę do siebie, mam niedaleko.

– Zamówię ci taksówkę. – Adam zaczął wyciągać telefon. Nie zatrzymywali jej, choć może na to liczyła. Na te przepychanki słowne, że bez ciebie to nie to samo, daj spokój, to tylko chwilowe i inne te bzdury. I tak wróciłaby do siebie, mówiąc, że to nic nie zmienia, że odetchną i spotkają się następnego dnia. Jednak nie, jednak zgodzili się od razu. Nie wiedziała, co myśleć i chyba nie miała siły o tym myśleć.

– Wrócę na piechotę.

– Nie ma mowy, jest późno – rzucił Adam twardo i wiedziała, że ma rację. Nie dyskutowała. Czekali w milczeniu. A potem wsiadła do samochodu, zatrzasnęła drzwi i się rozpłakała.

Korekta / Redakcja: Magdalena Polanowska